Trudny problem świadomości jest pozorny i wynika jedynie z tego, że nie mamy dobrej teorii fizycznej opisującej świadomość, tj. jej formalnego, weryfikowalnego modelu. Gdybyśmy mieli taki dostatecznie dobry model, świadomość automatycznie stałaby się dziedziną fizyki. Jedną z bardziej obiecujących prób stworzenia teorii świadomości jest IIT, warto obejrzeć bardzo inspirujacy wywiad z twórcą tej koncepcji, Giulio Tononim.
Tak więc zwyczajowa konfuzja w odniesieniu do rzekomych trudności w pogodzeniu istnienia qualiów ze “światem materialnym” wynika stąd, że zbyt dosłownie bierzemy modele fizyczne opisujące rzeczywistość - trzeba zawsze pamiętać, że te modele to nasze intelektualne konstrukty, a o rzeczywistości wiemy tylko tyle, że się nam przejawia i że wykazuje w tym pewne regularności, które nasze modele właśnie starają się uchwycić (Prawda, Bóg i trójkąty). Świat to nie jest pusta przestrzeń wypełniona latającymi kuleczkami
, jak się powszechnie interpretuje fizykę w popkulturze.
Przykładowo w mechanice kwantowej stan elektronu opisuje się jako wektor w pewnej zespolonej przestrzeni Hilberta. Nie oznacza to bynajmniej, że elektron jest takim wektorem, tak samo, jak XIX-wieczny atomistyczny opis świata nie oznaczał, że atomy to kuleczki. Ale na pewno wygodnie jest w ten sposób o elektronie myśleć w świetle aktualnej wiedzy o zachowaniu elektronu.
Wyobraźmy sobie więc, że analogicznie mamy dobrą teorię świadomości, w której konkretny umysł jest reprezentowany przez określoną strukturę w jakiejś abstrakcyjnej przestrzeni; dla ustalenia uwagi niech będzie to sympleks w czymś, co nazwiemy przestrzenią świadomości. Mając taki opis, bylibyśmy w stanie na przykład zdefiniować identyczność umysłów jako izomorfizm sympleksów.
Przypomnijmy sobie teraz ze szkoły zakaz Pauliego, który w szczególności wyklucza istnienie dwóch elektronów o tym samym stanie kwantowym w atomie. Nietrudno sobie wyobrazić, że w przestrzeni świadomości mógłby obowiązywać podobny zakaz, który wyklucza istnienie dwóch dostatecznie podobnych sympleksów. Nazwijmy roboczo taki zakaz regułą tożsamości. Oznaczałoby to, że nie mogą istnieć dwa zbyt podobne umysły, a dalej - że nie można stworzyć mojej doskonałej kopii.
Często pada argument, że przy założeniu, że umysł wyłania się z pracy mózgu, a mózg teoretycznie można skopiować, bo jest “materialny”, to mogą istnieć dwa identyczne, ale różne umysły. Jest to oczywiście ogromny przeskok myślowy, ale gdybyśmy nawet przyjęli, że technologicznie jesteśmy w stanie doskonale odtworzyć mózg, to cały czas nie jest wykluczone, że kiedy “wybudzimy” oba mózgi, to świadomość wytworzy się tylko w jednym z nich (być może losowo), z uwagi na zakaz istnienia dwóch izomorficznych sympleksów w przestrzeni świadmości. Tak naprawdę nie wiemy, dopóki nie przeprowadzimy eksperymentu.
Wracając do tytułowej teleportacji - tutaj mogą padać analogiczne argumenty, że teleportacja mnie de facto zabija, a następnie odtwarza moją strukturę na drugim końcu galaktyki, tyle tylko, że to już nie będę ja, tylko moja kopia, bo będe utworzony z innej materii. Ale to znowu problem tożsamości - jeśli dwa umysły są identyczne, to w obliczu reguły tożsamości jest to jeden i ten sam umysł. Tak więc wbrew przekonaniom materialistów teleportacja wcale nie musi się wiązać z końcem ja.
Jest więc szansa, drogi Czytelniku, że osoba, która obudzi się jutro rano w Twojej skórze, to nie będzie nowy człowiek z Twoją pamięcią, ale ciągle Ty (pomimo nieciągłości w Twojej pamięci spowodowanej snem). Czy to coś zmienia - nie wiem, ale niektórym filozofom może to pomóc w zasypianiu :)